Syn marnotrawny - Rosyjska dusza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Syn marnotrawny

Mikołaj Gumilew

Блудный сын
Николай Гумилёв

1.

Нет дома подобного этому дому!
В нём книги и ладан, цветы и молитвы!
Но, видишь, отец, я томлюсь по иному,
Пусть в мире есть слёзы, но в мире есть битвы.

На то ли, отец, я родился и вырос,
Красивый, могучий и полный здоровья,
Чтоб счастье побед заменил мне твой клирос
И гул изумлённой толпы — славословья.

Я больше не мальчик, не верю обманам,
Надменность и кротость — два взмаха кадила,
И Пётр не унизится пред Иоанном,
И лев перед агнцем, как в сне Даниила.

Позволь, да твоё приумножу богатство,
Ты плачешь над грешным, а я негодую,
Мечом укреплю я свободу и братство,
Свирепых огнём научу поцелую.

Весь мир для меня открывается внове,
И я буду князем во имя Господне…
О счастье! О пенье бунтующей крови!
Отец, отпусти меня… завтра… сегодня!..

2.

Как розов за портиком край небосклона!
Как веселы в пламенном Тибре галеры!
Пускай приведут мне танцовщиц Сидона
И Тира, и Смирны… во имя Венеры.

Цветов и вина, дорогих благовоний…
Я праздную день мой в весёлой столице!
Но где же друзья мои, Цинна, Петроний?..
А, вот они, вот они, salve amici.

Идите скорей, ваше ложе готово,
И розы прекрасны, как женские щёки;
Вы помните верно отцовское слово,
Я послан сюда был исправить пороки…

Но в мире, которым владеет превратность,
Постигнув философов римских науку,
Я вижу один лишь порок — неопрятность,
Одну добродетель — изящную скуку.

Петроний, ты морщишься? Будь я повешен,
Коль ты недоволен моим сиракузским!
Ты, Цинна, смеёшься? Не правда ль, потешен
Тот раб косоглазый и с черепом узким?

3

Я падаль сволок к тростникам отдалённым
И пойло для мулов поставил в их стойла;
Хозяин, я голоден, будь благосклонным,
Позволь, мне так хочется этого пойла.

За ригой есть куча лежалого сена,
Быки не едят его, лошади тоже:
Хозяин, твои я целую колена,
Позволь из него приготовить мне ложе.

Усталость — работнику помощь плохая,
И слепнут глаза от солёного пота,
О, день, только день провести, отдыхая…
Хозяин, не бей! Укажи, где работа.

Ах, в рощах отца моего апельсины,
Как красное золото, полднем бездонным,
Их рвут, их бросают в большие корзины
Красивые девушки с пеньем влюблённым.

И с думой о сыне там бодрствует ночи
Старик величавый с седой бородою,
Он грустен… пойду и скажу ему: «Отче,
Я грешен пред Господом и пред тобою».

4.

И в горечи сердце находит усладу:
Вот сад, но к нему подойти я не смею,
Я помню… мне было три года… по саду
Я взапуски бегал с лисицей моею.

Я вырос! Мой опыт мне дорого стоит,
Томили предчувствия, грызла потеря…
Но целое море печали не смоет
Из памяти этого первого зверя.

За садом возносятся гордые своды,
Вот дом — это дедов моих пепелище,
Он, кажется, вырос за долгие годы,
Пока я блуждал, то распутник, то нищий.

Там празднество: звонко грохочет посуда,
Дымятся тельцы и румянится тесто,
Сестра моя вышла, с ней девушка-чудо,
Вся в белом и с розами, словно невеста.

За ними отец… Что скажу, что отвечу,
Иль снова блуждать мне без мысли и цели?
Узнал… догадался… идёт мне навстречу…
И праздник, и эта невеста… не мне ли?!


Syn marnotrawny
Przekład: Tadeusz Rubnikowicz

1.

Nie znajdzie się dom, tak podobny do twego!
W nim książki, kadzidła i słychać modlitwy!
Lecz, widzisz, mój ojcze, ja pragnę innego,
Choć w świecie są łzy, ale są w nim też bitwy.

Wraz z moim przybyciem na świat ujawniły
Uroda i zdrowie, i siły mocarne,
By pasmo mych zwycięstw z radością zmieniły
Twój chór i zdumiony tłum - w psalmy pochwalne.

Nie jestem już chłopcem naiwnym, nieśmiałym,
Łagodność i pychę – kadzidło rozdziela,
I Piotr nie uniży się nigdy przed Janem
I lew przed barankiem, jak we śnie Daniela.

Więc pozwól, że twoje bogactwo pomnożę,
Ty płaczesz nad grzesznym, lecz ja się nie smucę,
Orężem swym szlak do wolności przełożę
Krwiożerczych zaś ogniem czułości nauczę.

Przede mną świat swoje otwiera wierzeje
I z Bożą pomocą wnet księciem się stanę…
O szczęście! O krwi buntującej się wrzenie!
Mój ojcze, błogosław… bo tu nie zostanę!..

2.

Różowy za gankiem jest brzeg nieboskłonu!
Urocze na Tybrze płomiennym galery!
Niech do mnie sprowadzą tancerki Sydonu
I Tyru i Smyrny… pod szyldem Wenery.

Chcę kwiatów i wina, i drogich wonności…
Dziś dzień swój świętuję w wesołej stolicy!
A gdzież jest Petroniusz, a Sulla gdzie gości?..
Ach są, już przybyli, ach salve amici.

Pośpieszcie się już, wasze łoża gotowe
I róże wspaniałe, jak żeńskie policzki;
Z pewnością ojcowskie słyszeliście słowo,
Przybyłem tu aby z wadami policzyć…

Lecz świat, gdzie powszechne króluje oszustwo,
Od rzymskich uczonych otrzymał olśnienie,
Z wad widzę jedynie – powszechne niechlujstwo
I cnotę jedyną - wytworne znudzenie.

Petroniusz, ty krzywisz się? Niech mnie powieszą,
Jeżeli nie w smak ci mój miód syrakuzki!
Ty śmiejesz się, Sulla? Przyznajesz, pocieszny
Ten rab zezowaty, co czerep ma wąski?

3.

Padlinę zawlokłem gdzie ptactwo się zbiera
I karmę dla mułów przeniosłem w zagrodę;
Mój panie, ulituj się, głód mi doskwiera,
Chcę trochę tej karmy, więc proszę o zgodę.

Za spichrzem jest stóg zleżałego już siana,
Nie jedzą go byki i konie, mój panie:
Upadam, i twoje całuję kolana,
Daj zgodę, bym z niego mógł zrobić posłanie.

Zmęczenie – robotnik pomocy nie godzien,
I oczy oślepły od potu słonego,
O, czas by odpocząć od trudów na co dzień…
Mój panie, już nie bij! Nie czynię nic złego.

Ach, w sadach ojcowskich cytrusy cudowne,
Bezcenne jak złoto, gdy w czas południowy
Zrywają i kładą je w kosze ogromne
Ślicznotki, i perli się śmiech ich wesoły.

I myśląc o synu bezsenne ma noce
Staruszek dostojny z siwiutką już brodą,
On smuci się… pójdę i powiem mu: „Ojcze,
Zgrzeszyłem przed Bogiem, a także przed tobą”.

4.

I serce zgnębione rozpływa w osłodzie:
Tam ogród, lecz nie śmiem się zbliżyć do niego,
Pamiętam… trzylatkiem biegałem… w ogrodzie,
Próbując dogonić kundelka swojego.

Dorosłem! Lecz czesne życiowe olbrzymie,
Męczyły przeczucia, sumienie gnębiło…
Ocean z pamięci mej wstydu nie zmyje,
Że pycha z młodości mej srodze zakpiła.

Za sadem kopuły wyniosłe dojrzałem,
To dom mój rodzinny  - to przodków mych progi,
On, zdaje się wyrósł, gdy w świecie błąkałem,
Raz jako rozpustnik, raz jako ubogi.

Tam trwa uroczystość: tam dzwonią naczynia,
Na rożnach cielęta, rumienią się ciasta,
I siostra wychodzi, a z nią cud-dziewczyna,
Ubrana jest tak, jak do ślubu niewiasta.

Za nimi zaś ojciec… Niepewność mnie zwodzi,
Czy mam się wycofać i skończyć gdzieś marnie?
Już dostrzegł i poznał… naprzeciw wychodzi…
Dla kogo to święto i dziewczę… nie dla mnie?!


 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego