Kawaler i Przyjaciel - Rosyjska dusza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Kawaler i Przyjaciel

Sergiusz Jesienin

Siergiej Jesienin
Kawaler i przyjaciel
(Opowiadanie dedykowane siostrze Katiuszy)

Żył na skraju wsi stary Kawaler. Miał Kawaler swoją chatę i psa. Chodził po świecie, prosił o kawałek chleba i tak żył z dnia na dzień. Nigdy nie rozstawał się ze swoim psem, którego nazwał imieniem bliskim sercu - Przyjaciel. Chodzi Kawaler po wsi, stuka do okien, a Przyjaciel stoi obok, ogonem merda. Jakby czekał na swój ochłap. Mówią ludzie: „Porzuciłbyś, Kawalerze, swojego psa, przecież sam nie masz co jeść...” Spojrzy Kawaler smutnymi oczyma, spojrzy - nic nie powie. Zawoła swojego Przyjaciela, odejdzie od okna i nie weźmie kromki chleba.
Ponury był Kawaler, rzadko z kim rozmawiał.
Nastanie zima, rozhula się sroga zamieć, nawieje wielkie zaspy.
Brnie Kawaler przez zaspy, wspiera się na pałce, przedostaje się od podwórza do podwórza, a Przyjaciel biegnie obok. Łasi się do Kawalera, zagląda czule w oczy, jakby chciał powiedzieć: „Nikomu nie jesteśmy potrzebni, nikt nas nie ogrzeje, zostaliśmy sami na świecie”. Zajrzy Kawaler w oczy psa, zajrzy i jakby odgadując jego myśli, cicho powie:
- Tylko ty, mój Przyjacielu, nie porzucaj mnie, staruszka.
Kroczy Kawaler z psem, dowlecze się do swojej chaty, chata stara, nieogrzewana. Zajrzy na zapiecek, porozgląda się, po kątach poszpera, a drewna - ani polana. Spojrzy Kawaler na Przyjaciela, a ten stoi, czeka, co powie gospodarz.
Kawaler powie z czułą pieszczotą:
- Zaprzęgnę, Przyjacielu, ciebie do sanek, pojedziemy do lasu, nazbieramy tam gałęzi i drewienek, przywieziemy, ogień rozpalimy, będziemy grzać się z tobą na przypiecku.
Zaprzęgnie Kawaler Przyjaciela do sanek, przywiezie gałęzi i drewienek, rozpali w piecu, obejmie Przyjaciela, przytuli. Zamyśli się Kawaler na przypiecku, zacznie wspominać przeszłość. Opowie staruszek Przyjacielowi o swoim życiu, opowie o nim smutną bajkę, dokończy i powie z bólem:
- To nic, Przyjacielu, nie odpowiesz, nie wymówisz słowa, ale oczy twoje szare, mądre... Wiem, wiem... Rozumiesz wszystko...
Zmęczyła się zawodzeniem zawieja. Ustały zamiecie, zadzwoniła kapanina z dachu. Topnieją śniegi, ubywają.
Widzi Kawaler - zima odchodzi, widzi - i z Przyjacielem rozmawia:
- Z wiosną, Przyjacielu, sił nabierzemy.
Zaigrało czerwone słoneczko, pobiegły strumienie-dzwonki. Patrzy Kawaler z okienka, pod oknem już ziemia poczerniała.
Napęczniały na drzewach pączki i pachnie wiosną. Tylko lata oszukały Kawalera, tylko błoto wiosenne złapało staruszka.
Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, pierś przygniótł kaszel, lędźwie bolą-łamią i oczy już zupełnie wyblakły.
Stopniał śnieg. Ziemia osuszyła się. Pod okienkiem zazieleniła się biała wierzba. Tylko coraz rzadziej staruszek wychodzi z chaty. Leży na wyżce, zleźć nie może.
Zlezie Kawaler na siłę - zlezie, zakasła, zasępi się, Przyjacielowi powie:
- Za wcześnie, Przyjacielu, wybiegliśmy wtedy w przyszłość. Widać, że wkrótce śmierć po mnie przyjdzie, tylko umierać i zostawiać ciebie - żal.
Zachorował Kawaler, nie wstaje, nie złazi, a Przyjaciel od wyżki nie odchodzi, czuje staruszek - śmierć się zbliża - czuje, Przyjaciela obejmuje – obejmuje i gorzko płacze:
- Dla kogo, Przyjacielu, ciebie zostawię. Wszyscy ludzie dla nas obcy. Żyliśmy z tobą... Całe życie przeżyliśmy, a śmierć nas rozłącza. Wybacz, Przyjacielu, mój kochany, czuję, że śmierć moja blisko, oddech w piersi zamiera. Wybacz... Przychodź na grób, wspominaj swojego starego przyjaciela!.. Objął Kawaler Przyjaciela za szyję, mocno przytulił do serca, drgnął - i dusza uleciała.
Martwy Kawaler leży na wyżce. Zrozumiał Przyjaciel, że jego gospodarz umarł. Chodzi Przyjaciel z kąta w kąt - chodzi, tęskni. Podszedł Przyjaciel, nieboszczyka obwąchał - obwąchał, zaczął wyć żałośnie.
Zaczęli się ludzie zastanawiać: Dlaczego to Kawaler nie wychodzi? Zmówili się, przyszli - zobaczyli, zobaczyli – odrzuciło ich. Martwy Kawaler leży na wyżce, w chacie zapach grobowy - smrodliwy. Na wyżce siedzi pies, siedzi - przygnębiony.
Zabrali ludzie nieboszczyka, obmyli - w trumnę położyli, a pies od martwego na krok nie odchodzi. Poniesiono nieboszczyka do cerkwi, Przyjaciel idzie za nim. Odganiają psa od cerkwi, odganiają - do świątyni nie wpuszczają. Rwie się Przyjaciel, rzuca się po cerkiewnej kruchcie, wyje, z nieszczęścia i głodu na łapach się chwieje.
Przyniesiono nieboszczyka na cmentarz, przynieśli - w ziemię zakopali. Umarł Kawaler nikomu nie potrzebny i nikt po nim nie zapłakał.
Wyje Przyjaciel nad grobem, wyje - łapami ziemię kopie. Chce Przyjaciel wykopać swojego starego przyjaciela, wykopać - i położyć się obok niego. Nie schodzi pies z grobu, nie je, tęskni. Siły Przyjaciela opuściły, nie wstaje, i wstać nie może. Patrzy Przyjaciel na grób, patrzy, żałośnie jęczy. Chce Przyjaciel kopać ziemię, tylko łapy odmawiają posłuszeństwa. Serce Przyjaciela ścisnęło się... Dreszcz po grzbiecie przebiegł, opuścił Przyjaciel głowę, opuścił, cicho westchnął... I umarł Przyjaciel na grobie...
Rozszeptały się na grobie kwiatki, wyszeptały cudowną bajkę o przyjaźni ptaszkom. Przylatywała na grób kukułka, siadała na płaczącej brzozie. Siedziała kukułka, smuciła się, żałośnie nad grobem kukała.

‹ 1917 ›

Przekład: Tadeusz Rubnikowicz

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego