Menu główne:
Мечта
(Из книги «Стихи о любви»)
Сергей Есенин
1
В темной роще на зеленых елях
Золотятся листья вялых ив.
Выхожу я на высокий берег,
Где покойно плещется залив.
Две луны, рога свои качая,
Замутили желтым дымом зыбь.
Гладь озер с травой не различая,
Тихо плачет на болоте выпь.
В этом голосе обкошенного луга
Слышу я знакомый сердцу зов.
Ты зовешь меня, моя подруга,
Погрустить у сонных берегов.
Много лет я не был здесь и много
Встреч веселых видел и разлук,
Но всегда хранил в себе я строго
Нежный сгиб твоих туманных рук.
2
Тихий отрок, чувствующий кротко,
Голубей целующий в уста, —
Тонкий стан с медлительной походкой
Я любил в тебе, моя мечта.
Я бродил по городам и селам,
Я искал тебя, где ты живешь,
И со смехом, резвым и веселым,
Часто ты меня манила в рожь.
За оградой монастырской кроясь,
Я вошел однажды в белый храм:
Синею водою солнце моясь,
Свой орарь мне кинуло к ногам.
Я стоял, как инок, в блеске алом,
Вдруг сдавила горло тишина...
Ты вошла под черным покрывалом
И, поникнув, стала у окна.
3
С паперти под колокол гудящий
Ты сходила в благовоньи свеч.
И не мог я, ласково дрожащий,
Не коснуться рук твоих и плеч.
Я хотел сказать тебе так много,
Что томило душу с ранних пор,
Но дымилась тихая дорога
В незакатном полыме озер.
Ты взглянула тихо на долины,
Где в траве ползла кудряво мгла...
И упали редкие седины
С твоего увядшего чела...
Чуть бледнели складки от одежды,
И, казалось в русле темных вод, —
Уходя, жевал мои надежды
Твой беззубый, шамкающий рот.
4
Но недолго душу холод мучил.
Как крыло, прильнув к ее ногам,
Новый короб чувства я навьючил
И пошел по новым берегам.
Безо шва стянулась в сердце рана,
Страсть погасла, и любовь прошла.
Но опять пришла ты из тумана
И была красива и светла.
Ты шепнула, заслонясь рукою:
«Посмотри же, как я молода.
Это жизнь тебя пугала мною,
Я же вся как воздух и вода».
В голосах обкошенного луга
Слышу я знакомый сердцу зов.
Ты зовешь меня, моя подруга,
Погрустить у сонных берегов.
‹1916›
Marzenie
(Z tomu „Wiersze o miłości”)
Przekład: Tadeusz Rubnikowicz
1
W ciemnym gaju, przy zielonych świerkach,
Złoci się listowie zwiędłych iw.
Stoję smutny na wysokim brzegu,
Gdzie zatoka w cichym plusku śpi.
Dwa księżyce, rogi swe bujając,
Żółtym dymem zaciągnęły krąg.
Jezior gładź od traw nie odróżniając,
Cicho płacze na bagniskach bąk.
Przy pogłosie nieskoszonej łąki
Serce się wsłuchuje w czasu bieg.
Ty mi radzisz, prawem przyjaciółki,
Przynieść smutek na ten senny brzeg.
Wiele w swoim życiu doświadczyłem
Chwil radosnych i serdecznych mąk,
Ale zawsze w swej pamięci kryłem
Czuły uścisk twoich mglistych rąk.
2
Ciche chłopię, przymiot łagodności,
Wiecznie bujający wyżej chmur -
Twoja postać pełna wytworności,
Moich marzeń niedościgły wzór.
Wędrowałem przez miasta i sioła,
I szukałem gdzie twój domek stał,
Ty, ze śmiechem, żwawa i wesoła,
Często mnie wabiłaś w żytnią dal.
Za klasztornym ogrodzeniem kryjąc,
Nawiedziłem kiedyś biały chram:
Słońce, błękitnawą wodą myjąc,
Orarionem tknęło jego bram.
Stałem, niczym mnich, w szkarłatnym lśnieniu,
Cisza nagle mi ścisnęła krtań...
Weszłaś ty, jak kruk, w czarnym odzieniu,
Postać twą otaczał niemy żal.
3
Z prezbiterium zaś, pod dzwon huczący,
Wychodziłaś w aromatach świec.
I nie mogłem, pieszczotliwie drżący,
By nie dotknąć twoich rąk i plec.
Chciałem opowiedzieć ci, co srogo
Duszę mą męczyło z wczesnych lat,
Lecz dymiła się cichutka droga
I w jeziorze tlił się zorzy ślad.
Spoglądałaś cicho na doliny,
Gdzie czołgała się po trawie mgła...
I opadły siwe przerzedziny
Z twego, niczym liść, zwiędłego łba...
Wypłowiało mocno twe odzienie
I, jak gdyby w wodach, pośród kry -
Odpływając, zżerał me nadzieje
Twój bezzębny, mamroczący ryj.
4
Krótko chłodem duszę swą męczyłem.
Uskrzydliłem kostki u jej nóg,
Nowe pudło uczuć objuczyłem
I poszedłem szukać nowych dróg.
Wkrótce rana w sercu zabliźniła,
Znikła miłość, wygasł uczuć żar.
Ale znowu ty się z mgły zjawiłaś
Roztaczając swego piękna czar.
I szepnęłaś: „Nic się nie zmieniło,
Popatrz, młodość moja nadal trwa.
Ciebie tylko życie mną straszyło,
Nie ma we mnie ani krzyny zła”.
Przy pogłosie nieskoszonej łąki
Serce się wsłuchuje w czasu bieg.
Ty mi radzisz prawem przyjaciółki,
Przynieść smutek na ten senny brzeg.