Błękitność - Rosyjska dusza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Błękitność

Sergiusz Jesienin

Голубень
Сергей Есенин

В прозрачном холоде заголубели долы,
Отчетлив стук подкованных копыт,
Трава поблекшая в расстеленные полы
Сбирает медь с обветренных ракит.

С пустых лощин ползет дугою тощей
Сырой туман, курчаво свившись в мох,
И вечер, свецившись над речкою, полощет
Водою белой пальцы синих ног.

*

Осенним холодом расцвечены надежды,
Бредет мой конь, как тихая судьба,
И ловит край махающей одежды
Его чуть мокрая буланая губа.

В дорогу дальнюю, не к битве, не к покою,
Влекут меня незримые следы,
Погаснет день, мелькнув пятой златою,
И в короб лет улягутся труды.

*

Сыпучей ржавчиной краснеют по дороге
Холмы плешивые и слегшийся песок,
И пляшет сумрак в галочьей тревоге,
Согнув луну в пастушеский рожок.

Молочный дым качает ветром села,
Но ветра нет, есть только легкий звон.
И дремлет Русь в тоске своей веселой,
Вцепивши руки в желтый крутосклон.

*

Манит ночлег, недалеко до хаты,
Укропом вялым пахнет огород.
На грядки серые капусты волноватой
Рожок луны по капле масло льет.

Тянусь к теплу, вдыхаю мягкость хлеба
И с хруптом мысленно кусаю огурцы,
За ровной гладью вздрогнувшее небо
Выводит облако из стойла под уздцы.

*

Ночлег, ночлег, мне издавна знакома
Твоя попутная разымчивость в крови,
Хозяйка спит, а свежая солома
Примята ляжками вдовеющей любви.

Уже светает, краской тараканьей
Обведена божница по углу,
Но мелкий дождь своей молитвой ранней
Еще стучит по мутному стеклу.

*

Опять передо мною голубое поле,
Качают лужи солнца рдяный лик.
Иные в сердце радости и боли,
И новый говор липнет на язык.

Водою зыбкой стынет синь во взорах,
Бредет мой конь, откинув удила,
И горстью смуглою листвы последний ворох
Кидает ветер вслед из подола.


Błękitność
Przekład: Tadeusz Rubnikowicz

W przejrzystym chłodzie dnia pobłękitniały doły,
Podkutych kopyt stuk w oddali gdzieś
I wypłowiałych traw porozściełane poły,
Ze spierzchłych łóz zbierają liści miedź.

Z pustych parowów chudym łukiem wlecze
Wilgotna mgła, pod przemoczony stóg,
Wieczór zwitczony nad rzeczułką, płucze
Białawą wodą palce sinych nóg.

*

Jesiennym chłodem ubarwiły się nadzieje,
Wlecze się koń, jak niemy losu krzyk,
I łowi z wiatrem brzeg mego odzienia
Jego wilgotny, bułankowy pysk.

W drogę daleką, nie na bitwę, nie na pokój,
Prowadzi mnie niedostrzegalny ślad,
Skończy się dzień, mignąwszy piętą złotą
I trudy się ułożą w pudle lat.

*

Przesypującą rdzą czerwienią się przy drodze
Pagórki wyłysiałe i zleżały piach
I tańczy półmrok w kawek ptasiej trwodze,
W pastuszy rożek gnąc księżyca blask.

Perłowy dym kołysze wiatrem sioła,
Lecz wiatru nie ma, tylko lekki dzwon.
I drzemie Ruś w tęsknocie swej wesołej,
Wczepiwszy ręce w żółty, stromy skłon.

*

Wabi mnie nocleg, blisko już do chaty,
Przywiędłym koprem pachnie nocny sad.
Na szare grządki kapuścianej waty
Z rożka księżyca srebrny olej spadł..

Garnę do ciepła, wdycham miękkość chleba,
W marzeniach, z chrupem, ogóreczki jem,
Za równą gładzią rozedrgane niebo
Za uzdę obłok z boksu wywieść chce.

*

Ach nocleg, nocleg, wkrótce mi sądzone
Rozleniwienie po podróży we krwi czuć,
Śpi gospodyni, a świeżutką słomę
Przygniata ud jej wdowiejąca chuć.

Za oknem świta, w barwie karaluszej
Bożnica w kącie pławi się we śnie,
Lecz drobny deszcz pod modlitewną ciszę
Wciąż jeszcze stuka po przymglonym szkle.

*

Znowu przede mną błękitnawe pole,
Pieszczą kałuże słońca rdzawą twarz.
W sercu już inna radość, inne bóle
I język plącze mowy styl nie nasz.

W spojrzeniach stygnie błękit wodzianisty,
Wlecze się koń mój,  celebrując człap
I smagłą garścią mokrą stertę liści
Rozrzuca za mną wiatr, maskując ślad.


 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego